sobota, 28 maja 2016

Alard


Kiedy zdradził jej swoje imię, nadal stała jak kołek przy zadzie siwka, którego dosiadał. Patrzył na nią z góry czarnymi oczami, nie wyrażającymi jego rosnącego zniecierpliwienia. Czemu właściwie zgodził się zabrać ją ze sobą? Nie potrzebował towarzystwa, a nie umiejąca zadbać o siebie dziewka wcale nie znajdowała się na liście jego marzeń. Z drugiej strony, gdy widział jak gospodarz ją policzkuje... W każdym razie poprzedniego wieczora była dość uległa, więc mogła się w czymś tam przydać. Mogła pomóc w zaspokajaniu tych czy innych potrzeb. Nadal stała przy koniu. Kiedy cała ta sytuacja zaczęła się robić irytująco dziwna, myśliwy coś zrozumiał. Lara nie umiała dosiąść konia. Wyciągnął lewą dłoń w jej stronę. Popatrzyła się na nią niepewnie. Jest jakaś głupia? Przecież ma ją wciągnąć, a nie urwać te drobną, słabą, upstrzoną piegami rękę. Przygryzła swoją różową dolną wargę i dotknęła jego śródręcza. Dotyk rudowłosej był niezwykle delikatny. Zaraz jednak chwycił ją mocniej i wciągnął na wałacha. Kiedy już usadowiła się za nim, ruszył.
- Ej! Wracać! - usłyszał męski krzyk dobiegający ze strony gospody. W przeciwieństwie do kobiety nie odwrócił się, a jedynie mocniej ścisnął konia udami.
- O co mu chodzi? - usłyszał zdziwiony głos dziewki. Uśmiechnął się lekko spod krzaczastej brody.
- Na prawdę myślałaś że ten koń należy do mnie? - zapytał retorycznie i przyśpieszył mocniej, przez co dziewczyna musiała go objąć. Poczuł ucisk jej kobiecych dłoni na brzuchu i postanowił, że, jeszcze dziś, znowu będzie ją miał. Oddalali się od miejsca noclegu, kierując się na południowy-zachód. Przed nimi było jeszcze wiele dni drogi, a najbliższym dużym miastem było Alentrell.
Słońce nieśmiało świeciło zza chmur w postaci przyćmionego dysku. Obłoki ciągnęły się na niebie, a wiosenny dzień miał się ku końcowi. Siwek i Lara byli już zmęczeni, ale myśliwy ani myślał się zatrzymywać. Wiedział dokąd chce dojechać, a cel podróży nie był mógł być zmieniony że względu na pogodę. Obserwując niebo, bardzo łatwo było się domyślić nadchodzącego deszczu. Początek nowej pory roku roztaczał przed nimi swoje uroki w postaci usłanego kwieciem lasu, lub dopiero co zieleniących się liści. Rudowłosa strudzona wielogodzinną podróżą, opierała się o jego plecy, a wałach ciągle próbował zwalniać. Alard jednak wiedział, że nie mogą zwolnić jeśli chcą ustrzec się przed zmoknięciem. Niektóre ptaki śpiewały, strumyki szumiały, a dziewczyna ogrzewała oddechem jego plecy. Już na prawdę niedaleko, powtarzał sobie. Zjedzą coś, odleje się, koń odpocznie i tak dalej. Miał nadzieje, że Lara umie gotować. Jeśli nie, będzie musiała się szybko nauczyć, bo niepotrzebnego balastu nie ma co wozić.

moje stare gacie, cóż za niezrównane wyrafinowanie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wiadomości